Przejdź do zawartości
Przewodnik po Mnogości
ustawienia

Nazewnictwo

Doświadczenia systemów są bardzo różne, dlatego oprócz powszechnie znanych „osobowości” powstało wiele innych określeń, którymi mogą wyrażać siebie. W odniesieniu do konkretnych systemów zasada jest prosta – należy zawsze używać słów, których oni sami stosują względem siebie. W stosunku do ogółu systemów zalecamy nie używać określeń nacechowanych przedmiotowo (m.in. osobowości, części) – nie da się zadowolić wszystkich, ale nazwanie części osobą można na spokojnie potraktować w sposób metaforyczny, a nazwanie osoby częścią jest dehumanizujące. Zwrotem najbardziej neutralnym i uniwersalnym są osoby członkowskie systemu, pozostałe omawiamy poniżej.

Spis treści

Osobowości

W ogóle społeczeństwa określenie „osobowości” jest powszechnie znane i używane. Występuje także bardzo często w polskich artykułach naukowych, chociaż z czasem i u nas pewnie zostanie zastąpione częściami (o których poniżej). W tłumaczeniach można się czasem spotkać także ze zwrotem „alter ego”, którego jedno z dwóch znaczeń według Słownika języka polskiego to „druga część czyjejś rozdwojonej jaźni”[4]. Pokrewne określenie, rzadziej w Polsce spotykane, to tożsamości.

Te terminy mogą być przydatne dla systemów, które razem składają się na jedną osobę lub są czymś pomiędzy częściami a niezależnymi osobami. Systemy, które składają się z wielu oddzielnych osób, też czasami ich używają, najczęściej dlatego, że osoby z zewnątrz już je znają i tak jest wygodniej (w „Dlaczego nazewnictwo jest ważne?” piszemy o niechcianych konsekwencjach, które to rozwiązanie może ze sobą nieść). W odniesieniu do ogółu systemów powinno się ich jednak unikać, bo nasuwają one skojarzenia bardziej ze zjawiskiem niż świadomą, czującą istotą i utrwalają postrzeganie i traktowanie osób w systemach jako coś, a nie kogoś.

Popatrzmy na osobowość: możemy powiedzieć „mam flegmatyczną osobowość” czy „ona ma osobowość poszukiwaczki przygód”. Raczej nie powiemy: „jestem flegmatyczną osobowością” ani „ona jest osobowością poszukującą przygód”. Osobowość i osoba nie są dla nas rzeczami tożsamymi, a osobowość znajduje się w tym zestawieniu na pozycji podrzędnej, podobnie jak tożsamość. Dlatego nazywanie współosób osobowościami wyzwala w naszych umysłach sugestię, że są one czymś mniej niż osobami takimi jak ty czy ja.

Z kolei alter ego, według powszechnego zrozumienia tego słowa, jest mnogim doświadczeniem właściwym dla osób znajdujących się bliżej pojedynczego końca spektrum mnogości. Alter ego może mieć aktor, który w każdym momencie potrafi zacząć zachowywać się jak grana przez niego postać z serialu, pisarka, która wkłada swoje myśli i emocje w umysł swojej głównej bohaterki, czy fanko gier RPG, które na sesjach wciela się w odważną i waleczną elfkę (lub trochę nierealistyczny, ale znajomy przykład, w którym nieśmiały nastolatek w momencie zagrożenia dla swojego miasta zakłada kostium i staje się niepokonanym superbohaterem). Doświadczenia niektórych systemów monoświadomych (posiadających tylko jedną świadomość) i medianowych (będących pośrodku spektrum mnogości) mogą być do tego zbliżone, pozostałych systemów raczej nie – najczęściej nie są one jedną osobą, której zachowanie i cechy się zmieniają, a oddzielnymi, świadomymi istotami, korzystającymi z tego samego ciała.

Części

Odkąd model jednej osobowości stał się powszechnie uznawany w środowisku naukowym, najczęściej używanym określeniem w tych sferach stały się części osobowości (w polskiej literaturze są one wciąż dużo rzadzsze). Spotkać można także formy „stany osobowości”, „stany świadomości” i podobne, czasem nazywane dodatkowo dysocjacyjnymi. Systemy pasujące do tego modelu mogą dostosować się do takiej terminologii, albo zdecydować się na stworzone przez społeczność aspekty lub fasetki. Pozostałe systemy zostały przez tę zmianę pokrzywdzone, bo takie słownictwo jest jeszcze bardziej dehumanizujące, niż same osobowości.

Tutaj wszystko sprowadza się tak naprawdę do przyjętych przez osoby psychologiczne definicji. Dlaczego części? Bo osobowość jest tylko jedna, ale podzielona. Dlaczego osobowość jest tylko jedna? Bo na osobowość składają wszystkie wzorce zachowań danej jednostki, a więc nie ważne, jak bardzo będą się one od siebie różnić, nadal tworzą jedną osobowość. A dlaczego jednostka musi być tylko jedna? Tego już nam nikt sam z siebie nie wyjaśni, ale odpowiedź jest bardzo prosta – zwyczajne ludzkie uprzedzenia. Założenie, że na jeden mózg musi przypadać jedna świadoma istota to nic innego jak tylko niepotwierdzone przez rzeczywistość założenie. Jeżeli czytają to jakieś osoby aspirujące do wykonywania badań naukowych o mnogości, mamy ogromną prośbę – jeśli nazywanie nas osobami wymaga zbyt wiele odwagi, budzi zbyt wiele kontrowersji, zostańcie chociaż przy osobowościach.

Jeżeli chcesz używać takiego określenia w stosunku do swojego systemu (osobowości też, tak na dobrą sprawę), powinnxśpowinieneśpowinnaśpowinnośpowinnuś wziąć pod uwagę dwie rzeczy. Po pierwsze musisz ich wszystkich zapytać o ten pomysł, bo mogą wcale nie chcieć być tak nazywani, a to, że część z nich nie ma nic przeciwko, nie oznacza, że pozostali także się zgodzą. A po drugie to zazwyczaj działa w dwie strony. Jeżeli oni są twoimi częściami, ty jesteś ich częścią. Jeżeli oni są twoimi osobowościami, ty jesteś ich osobowością. Jeżeli przyjmujesz sposób patrzenia z punktu widzenia teorii strukturalnej dysocjacji – jest jedna osobowość (osoba) podzielona na części – pamiętaj, że ty nie jesteś tą osobą, a także tylko i wyłącznie jedną z jej składowych. Jeżeli pokroimy ciasto na części, żaden kawałek nie może powiedzieć, że jest całym ciastem, nawet jeżeli będzie z nich wszystkich największy.

Osoby alterskie

W angielskiej społeczności systemów zaburzonych (tych z DID (prawidłowa wymowa: di-aj-di albo de-i-de)/OSDD) standardowym określeniem są osoby alterskie (alter, alterka, alterze/alterko), które można używać też w nieosobowej formie (o różnicach w ich odmianie poniżej). Powstało ono ze skrócenia osobowości alternatywnej, co można zaobserwować w starszych artykułach naukowych (angielskich), które jeszcze wymiennie piszą alternatywna osobowość, alter-osobowość i po prostu alter. Ze względu na jego pochodzenie nie używa go większość systemów niezaburzonych oraz te kolektywy, które unikają medycznej terminologii lub chcą podkreślić, że nie są żadnymi alternatywnymi wersjami jednej osoby. Mimo wszystko większość osób mnogich postrzega je jako bardziej neutralne, niż osobowości.

„Altery” czy „alterzy”? prawidłowa wymowa: alte-ry i alte-rzy.

Język neutralny płciowo dopiero stawia pierwsze kroki w naszym społeczeństwie, więc na razie w wielu sytuacjach zamiast „osoby alterskie” usłyszycie odmianę słowa „alter” w liczbie mnogiej. Według naszych obserwacji obecnie większość osób w polskiej społeczności używa formy „altery”. Nie narzucamy nikomu żadnych „poprawnych” form, ale sugerujemy, żeby w stosunku do ogółu osób mnogich używać odmiany „alterzy”, a „altery” stosować jedynie w odniesieniu do systemów, które same używają tej formy. To niby tylko różnica jednej litery, ale jest bardzo istotna, bo te warianty niosą ze sobą różne podświadome skojarzenia. Najłatwiej wytłumaczyć to na przykładzie – „korektor” może oznaczać zarówno osobę, która zajmuje się poprawianiem tekstów, jak i przedmiot służący do makijażu. Tak samo brzmiące słowo, ale nie jest już obojętne, jaką formę liczby mnogiej wybierzemy – „korektorzy” to grupa osób, a „korektory” – kilka przedmiotów. Dlatego „altery” brzmi dość dehumanizująco i jest odpowiednie raczej dla systemów, które nie składają się z oddzielnych osób.

„Headmates” i tłumaczenia

W angielskiej mnogiej społeczności najpopularniejsze określenie na osoby członkowskie systemu to trudnoprzetłumaczalne „headmates” prawidłowa wymowa: hedmejts, znaczące mniej więcej tyle co „osoby znajome z głowy”. I oczywiście można mówić w ten sposób, można także po prostu korzystać z anglicyzmu, ale bardzo zależało nam na znalezieniu czegoś polskiego, krótkiego i przyjemnego w użyciu (mówienie po prostu „osoba członkowska” z pominięciem „systemu”, jak to ma także miejsce w społeczności angielskiej, byłoby trochę problematyczne ze względu na niezbyt pożądane skojarzenia, które może wywoływać w naszych umysłach sformułowanie „twój członek”). Zajęło nam to trochę czasu, ale na wzór słów „współlokator” czy „współobywatelka” utworzyłośmy „współosoby”. Dwie osoby lokatorskie na pewno gdzieś mieszkają, ale dwie osoby współlokatorskie na pewno mieszkają w tym samym miejscu – tak samo dwie osoby na pewno znajdują się w jakichś ciałach, ale dwie współosoby na pewno znajdują się w tym samym ciele. Spojrzenie na problem w taki sposób daje nam wiele innych możliwości – współludzie, współistoty(prawidłowa wymowa: współ-istoty), współstworzenia czy – moje ulubione – osoby współśmiertelnicze (które nie są neutralne płciowo, więc zależnie od potrzeb można je ładnie genderyzować), a także współjednostki, które na upartego mogą służyć jako uniwersalny termin zarówno dla tych postrzegających siebie jako ludzi i dla tych, które widzą siebie jedynie jako części jednej osoby (na upartego, bo te nie uznające siebie za osoby mogą nie uznawać siebie także za jednostki).

Czy to się przyjmie? Ciężko stwierdzić, zwłaszcza biorąc pod uwagę naszą narodową niechęć do „dziwnych”, nowych wyrażeń. Chcemy podkreślić, że to jedynie nasza propozycja. Używamy jej na stronie dla swojej własnej wygody, ale to od osób członkowskich każdego systemu zależy, jak zdecydują się siebie nazywać. Jako alternatywę możemy podsunąć „wewnętrzne osoby współlokatorskie/znajome/zaprzyjaźnione”, które pewnie będą brzmieć bardziej klarownie dla niewtajemniczonych, ale są już troszkę dłuższe. To także daje wiele ciekawych możliwości – „mój wewnętrzny brat”, „moja wewnętrzna mama”, „moje wewnętrzne podopieczne”. Tylko z niektórymi określeniami może być problem, bo „moje wewnętrzne dziecko” czy „mój wewnętrzny demon” raczej zostaną zrozumiane w sposób metaforyczny. Jeszcze innym tłumaczeniem, stworzonym przez Karo z systemu Chowańców, są osoby współkraniatorskie – Karo podstawiło cranium – po łacińsku czaszka – do współlokatora, uzyskując współkraniatora.

Osoby mnożańskie

„Headmates” są najpopularniejszą opcją, ale nie jedyną – do wyboru mamy też „osoby mnożańskie” (mnożanin, mnożanka, mnożańcze), przetłumaczone z angielskiego „pluran”. To określenie ma podkreślać człowieczeństwo osób mnożańskich i umożliwić im mówienie o swoim doświadczeniu mnogości bez nawiązywania do ciała, osoby gospodarującej ani całego systemu (na przykład: „jestem mnożaninem” zamiast „jestem alterem Wojtka”).[3] Jest to jego największa zaleta – pozwolenie na wyrażenie swojej indywidualności i niezależności i uniknięcie możliwości niechcący zasugerowania komuś, że wszystkie osoby członkowskie są w jakiś sposób posiadane przez osobę gospodarującą. Dla niektórych minusem może być mniejsza wygoda użytkowania, bo krótkich sformułowań takich jak „moja mnożanka” nie powinno się stosować – mijają się one z całym sednem istnienia tego terminu. Rozwiązać to można, inspirując się systemami, które wymyślają własne określenie oddające przynależność do ich konkretnego systemu – na przykład osoby należące do kolektywu o nazwie Gwiazdozbiór nazywające siebie Gwiazdozbiorzanami.

Jaźnie

Jaźń to ciekawy przypadek, bo chociaż jest polskim odpowiednikiem angielskiego słowa self, które cieszy się dużą popularnością nie tylko w mnogiej społeczności, u nas używa się jej niezwykle rzadko. Nawet w literaturze naukowej często tłumaczy się self na „ja” albo pozostawia się je w oryginalnej formie. My też kiedyś korzystałośmy z „ja” pisanego w cudzysłowie przy opisywaniu różnych psychologicznych zagadnień, ale po przeczytaniu artykułu „Jaźń w psychologii analitycznej” Krzysztofa Rutkowskiego zachęciłośmy się do używania najtrafniejszego tłumaczenia. W kontekście mnogości nie wydaje się mieć ono dużego potencjału, ze względu na bardzo silne skojarzenia ze stygmatyzującym rozdwojeniem jaźni. Nie spotkałośmy jeszcze nikogo, kto używałby jaźni w odniesieniu do swojego systemu, nawet w środowisku naukowym się tak nie mówi. Ale może komuś ten termin się spodoba i go dla siebie odzyska (poprzez używanie go nada mu nowe, niestygmatyzujące znaczenie).

Nasz wybór terminologii

Na stronie praktycznie w każdym miejscu piszemy o współosobach, osobach alterskich, generalnie zdecydowanie o osobach. Nie znaczy to, że nasze treści nie odnoszą się także do części i osobowości, bo większość z nich jest skierowana do wszystkich rodzajów systemów. Nasz dobór słownictwa miał spory związek z naszą decyzją używania na stronie osobatywów – nie chciałośmy pisać gospodarz czy prześladowca, bo to od razu nasuwa nam obraz kogoś płci męskiej, a osobatywy same przez się narzucają używanie słowa „osoba”. Musimy też przyznać, że w początkach Przewodnika byłośmy trochę uprzedzone w stosunku do medianowych systemów, ze względu na niepełne zrozumienie ich doświadczeń i uczucie, że wspierają osoby próbujące nam odebrać nasze prawa. Jak na razie zamierzamy pozostać przy odnoszeniu się do ogółu mnogiej społeczności w osobowych formach, bo naszym zdaniem wyrządza to najmniej krzywdy, pomaga w jasnym przekazaniu ważnej dla nas wiadomości, że system może składać się z niezależnych osób, oraz stanowi przeciwwagę dla wszystkich źródeł, które nas dehumanizują. Jeżeli chodzi o same współosoby, nie mamy pewności, czy w przyszłości nie zmienimy ich na coś innego. Polska mnoga społeczność dopiero się rozwija i tylko czas pokaże, które określenie się przyjmie jako najbardziej uniwersalne dla wszystkich typów systemów. Wtedy prawdopodobnie się do tego dostosujemy.

Poprawne stosowanie

Sformułowań takich jak „moi alterzy”, „jeno współosoby” czy „twoja wewnętrzna wspólokatorka” na ogół należy używać w taki sam sposób, w jaki używa się „moi przyjaciele” czy „twoja przyjaciółka” – w grupie przyjacielskiej nie ma jednej osoby, która posiada wszystkie pozostałe, tylko wszystkie są osobami zaprzyjaźnionymi wszystkich. Tak samo nie ma jednej, „prawdziwej”, „oryginalnej” osoby, która posiada inne współosoby, tylko każda osoba w systemie jest współosobą dla wszystkich pozostałych. Oczywiście osoby członkowskie niektórych systemów mogą postrzegać swoją osobę gospodarującą lub dowolną inną jako tę główną czy najważniejszą z nich, a siebie jako jej części czy dodatkowe istoty, i to jest w porządku. Ale nie należy takiego stanu rzeczy zakładać przy spotkaniu z każdym systemem. Jeżeli masz wątpliwości – pytaj. I pamiętaj, że osoba gospodarująca może uważać sama siebie za tą najważniejszą i oryginalną, ale jej współosoby wcale nie muszą podzielać jej zdania!

Dlaczego nazewnictwo jest ważne?

Może zastanawiasz się, dlaczego tak bardzo na naciskamy na używanie odpowiednich określeń i tak bardzo nam na tym zależy. Przecież „słowa to tylko słowa”, prawda? Nie ważne, czy nazwiesz altera osobą, osobowością, częścią osobowości, ani trochę nie zmieni się to, czym on tak naprawdę jest. A więc co za różnica?

Różnica jest ogromna. Słowa mają moc, kształtują nasz sposób postrzegania rzeczywistości. Jeżeli będziesz nazywać osobę częścią osobowości, podświadomie będziesz bardziej skłaniać się do postrzegania jej w sposób, w jaki postrzegasz aspekty swojej własnej osobowości, niż w taki, w jaki postrzegasz inne osoby w społeczeństwie. Jeżeli jakaś część ciebie bardzo chce iść na imprezę, ale inna wolałaby zostać w domu, a ty zdecydujesz się pójść i będziesz się naprawdę dobrze bawić, nie będziesz tego żałować. Możesz ten sposób myślenia przenieść na systemy: „skoro jedna twoja część chce pójść, a druga nie chce, zignoruj tą drugą i idź, będzie super!”, w ogóle nie zastanawiając się nad faktem, jak okrutne jest dawanie komuś porady, żeby zignorował czyjeś uczucia dla swojej własnej przyjemności. W naszym przykładzie w przypadku mnogich sytuacja po imprezie będzie wyglądać zupełnie inaczej, niż u ciebie – pierwsza (w cudzysłowie) „część” będzie szczęśliwa, że wspaniale się bawiła, ale druga będzie czuła się zraniona i być może także wściekła, że została potraktowana wyłącznie jako niewygodne uczucie, które trzeba stłamsić, i zaciągnięta w miejsce, w którym nie chciała być, gdzie głośna muzyka zadawała ból jej wysoko wrażliwemu umysłowi. Mnogość to zazwyczaj coś dużo, dużo więcej niż wyższy poziom wewnętrznych konfliktów. Oczywiście można, i czasami trzeba, obejść to podświadome skojarzenie, kiedy prowadzi się interakcje z systemem używającym w stosunku do siebie takich określeń, a którego części tak na dobrą sprawę funkcjonują jak osoby. Niestety duża część osób będzie miała z tym problemy, dlatego szczerze odradzamy wam nazywanie siebie osobowościami i podobnie, jeżeli dosyć się od siebie różnicie (zwłaszcza jeżeli mówiąc: „osobowości”, macie na myśli osoby, a „części” – części systemu). Osoby pojedyncze mogą mieć problem ze zrozumieniem, że X nie toleruje przytulania, Y nie podziela waszej wiary w Boga, a Z nie potrafi mówić po angielsku, nawet kiedy mówi im się o kilku osobach zamieszkujących jedno ciało, a co dopiero, gdy powiecie im o wielu częściach osobowości. A po co marnować więcej energii na próby tłumaczenia bliskim podstawowych konceptów?

A nawet gdyby wszystko powyższe nie miało znaczenia albo w ogóle cię nie przekonywało, jest jeszcze jeden, ważniejszy powód: szacunek. Jeżeli Ambroży powie ci, że nienawidzi swojego imienia i żeby od teraz nazywać go Darek, nie będziesz na niego mówić Ambroży, chociaż takie imię figuruje w jego dokumentach (no chyba, że będziesz; w takiej sytuacji radzimy ci zastanowić się, dlaczego (w cudzysłowie) „prawda” o jego imieniu ma dla ciebie większe znaczenie od samopoczucia Darka?). Tak samo nie powiesz „osobowość” na kogoś, kto chce być nazywany współosobą, ani „współosoba” na kogoś, kto identyfikuje się jako alter ego. Jeżeli ktoś uważa, że „znajomy z głowy” brzmi głupio, mów „headmate”, jeżeli ktoś używa „alterka”, ale nie „osoba”, dostosuj się do tego. I nie ma tu znaczenia, czy to jednostki w twoim własnym systemie, czy czyimś, czy cała reszta systemu mówi na nie inaczej, czy uważasz, że są zbyt mało złożone jak na osoby albo zbyt bardzo rozbudowane jak na osobowości. Jeżeli na przekór używasz innej terminologii, niż dana jednostka względem siebie, ranisz ją.

Podsumowując, słowa kształtują sposób, w jaki postrzegamy rzeczywistość, a nazywając kogoś pewnymi określeniami wbrew jego woli wyrządza się mu krzywdę.

Definicja „osoby”

Osoby naukowe czy specjalistyczne często odmawiają nam prawa do nazywania siebie osobami, ale chcemy zaznaczyć, że to, czym może być osoba, zależy wyłącznie od tego, jak się to słowo zdefiniuje, a jednej określonej definicji nie ma. Słownik języka polskiego określa osobę jako jednostkę ludzką[1], co jest żadną definicją, bo słowa te są praktycznie swoimi synonimami (a definicji jednostki ludzkiej już w nim nie ma, sprawdzałośmy). Dla wszystkich, które są przekonane, że ich własną definicją osoby jest „jedno ludzkie ciało”, wyprowadzimy was z błędu – założymy się, że nie postrzegacie syjamskich bliźniąt jako jednej osoby, chociaż technicznie rzecz biorąc mają wspólne ciało (pomijając już fakt, że zapewne nie postrzegacie jako osoby ciała kogoś, kto nie należy już do świata żyjących). Jeżeli teraz decydujecie się zmienić swoją definicję na „jeden ludzki mózg”, znowu wystawimy wasze przekonania na próbę – co powiecie o bliźniętach syjamskich połączonych mózgami? Czy to półtora osoby, bo nie mają do końca osobnych mózgów, ale nie mają także jednego?

Na stronie encyklopedii PWN czytamy, że w filozofii osoba to „jednostkowy byt rozumny, zdolny do podejmowania wyborów i ponoszenia za nie odpowiedzialności”[2] (a poniżej dostajemy opis najróżniejszych podejść do kwestii bycia osobą w rozmaitych nurtach). Naszym zdaniem cała sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, ale jeżeli koniecznie potrzebujecie definicji, a nie macie ochoty na filozoficzne rozważania, proponujemy dla przykładu przyjąć tę i nie zmieniać jej na siłę tylko po to, żeby osoby dzielące ze sobą ciało przestały do niej pasować. Nie bądźcie jak osoby transfobiczne, które będą próbowały naginać rzeczywistość, byleby tylko ich wytłumaczenie, czym jest kobieta, nie obejmowało kobiet transpłciowych.

Podsumowując, nazywajcie nas tak, jak chcemy być nazywani, a zastanawianie się nad tym, czym jest osoba, zostawcie osobom filozoficznym.

Nasza definicja „osoby”

Powiedziałośmy w poprzednim podrozdziale, że naszym zdaniem sprawa z definicją „osoby” jest bardziej skomplikowana. Jeżeli ciekawi cię, co przez to rozumiemy, zapraszamy na nasz filozoficzny wywód. Ostrzeżenie: czytając dalej, ryzykujesz poznanie nowego oblicza rzeczywistości, zmianę światopoglądu, a w rezultacie być może także kryzys egzystencjalny.

„Osoba” należy do pojęć tak prostych, że ciężko nam je zdefiniować. Przyjrzyjmy się czemuś trudniejszemu, na przykład tęczy. Jak zdefiniować tęczę? Tęcza to kolorowy łuk pojawiający się na niebie, kiedy jednocześnie pada deszcz i świeci słońce. Myślę, że większość z nas nie miałaby z tym problemu. Ale kiedy trzeba by było komuś zdefiniować stół, myślelibyśmy nad tym trochę dłużej. No bo jak można nie wiedzieć, czym jest stół?

Jednak jakaś definicja stołu musi istnieć, skoro wszystkie potrafimy rozróżnić, czy coś jest stołem, czy nie. Prawdopodobnie pierwszą, która przyjdzie nam do głowy, będzie: „stół to prostokątny, drewniany blat stojący na czterech nogach, na którym kładzie się posiłki”. Ale jeżeli zaczniemy przypominać sobie wszystkie stoły, które w swoim życiu widzieliśmy, zrozumiemy, że nie taką definicją posługuje się nasz mózg w swojej klasyfikacji. Bo czy okrągły stół z trzema nogami nie będzie także stołem? A stół ze szkła i metalu? Albo stół kreślarski? Zastanawiając się nad tym, dojdziemy do – być może – zaskakującego wniosku, że lista cech wspólnych wszystkich stołów jest dużo mniejsza, niż się nam wcześniej wydawało. Zostaje nam płaski blat stworzony z solidnego materiału, wsparty na przynajmniej jednej nodze, na którym można położyć mniejsze przedmioty. Ale teraz z kolei definicja jest zbyt szeroka, bo może obejmować także ławy i stoliki. Musimy więc dodać, że blat musi być duży i położony na odpowiedniej wysokości. Tutaj zaczynamy zauważać niedoskonałość naszego postrzegania rzeczywistości poprzez słowa – nie ma obiektywnej granicy pomiędzy „mały” a „duży”, „nisko” a „wysoko”. Dlatego ludzie będą kłócić się o to, czy ten stół nie liczy się jeszcze jako stolik, czy ta sukienka jest zielona, czy niebieska, albo czy dwadzieścia pięć stopni Celcjusza to chłodno czy gorąco.

Możemy myśleć, że mamy już teraz ostateczną definicję tego, czym jest stół. Ale zawsze może znaleźć się coś jeszcze, co nie będzie do niej pasować, a co z pewnością będziemy jako stół postrzegać. Na przykład obrazek stołu – chociaż nazywamy go stołem, nie jest on ani zbudowany z solidnego materiału i tak naprawdę nie posiada ani nóg, ani blatu. Albo inny ciekawy przypadek, ten już fizyczny – stół tensegracyjny. Ciężko powiedzieć, że ma nogi – przynajmniej nie takie, jakich byśmy mogli oczekiwać.

stół z drewnianym blatem, posiadający z dwóch stron nogi w kształcie litery 'L', po jednej odchodzącej od blatu i podstawy; nogi nie łączą stołu z podłożem, w powietrzu utrzymują blat jedynie łańcuchy, po jednym w każdym rogu i jednym łączącym odgięte części nóg; wydaje się, że konstrukcja powinna upaść, ale jednak stoi
Stół tensegracyjny

Źródło grafiki: I have built tensegrity table

Do czego nas to prowadzi? Wychodzi na to, że albo możemy rozszerzać naszą definicję w nieskończoność, akceptując fakt, że zawsze może się okazać, że nie jest do końca prawidłowa, albo zrezygnować z szukania ścisłej definicji. Zauważmy jedną rzecz: nasz umysł nie posiada sformułowanej definicji stołu, z którą porównuje nowo napotkane przedmioty, żeby ocenić, czy są stołem, czy nie. Dlaczego widząc po raz pierwszy taki stół tensegracyjny od razu myślimy o nim jako o stole, chociaż brakuje mu solidnych nóg sięgających od blatu do podłogi, które nauczyliśmy się od dzieciństwa łączyć z ideą stołu? Prawdopodobna odpowiedź brzmi, że pomimo tego braku posiada on wystarczająco cech wspólnych z wieloma innymi stołami, że jest dla nas dostatecznie „stołowaty”. Mózg posiada jakąś listę cech charakterystycznych dla danego przedmiotu i wystarczy mu odznaczenie odpowiednio wysokiej ich liczby, aby uznać coś za przynależne do tej konkretnej kategorii. Teraz, kiedy już doszliśmy do tego wniosku, przyjrzyjmy się, jakie cechy nasze umysły posiadają na liście dotyczącej osób. I zauważmy, że większość współosób posiada bardzo dużo z nich.

Przeciętna osoba posiada swoje własne:

Definiując osobę jako kogoś, kto posiada wystarczająco dużo tych cech, unikamy niemoralnych wykluczeń, które są nieodzowną konsekwencją definicji takich jak ta definicja z encyklopedii PWN – ciężko nazwać bytami rozumnymi malutkie dzieci i osoby niepełnosprawne umysłowo, które nie mają za bardzo umiejętności wyciągania wniosków ani przewidywania konsekwencji swoich działań, ale jak najbardziej postrzegamy je jako osoby. Dochodzimy także do wniosku, który dla niektórych może być bulwersujący – nie da się sformułować tej definicji tak, żeby nie obejmowała przynajmniej części zwierząt, nie wykluczając przy tym dzieci. Szczycimy się, że inteligencja jest tym, co odróżnia nas od innych gatunków – a niemowlę nie potrafi zrozumieć, że przedmioty znikające z jego pola widzenia nie przestają istnieć, podczas gdy kruki czy ośmiornice rozwiązują proste zagadki. Czy powinniśmy z tego powodu przestać je traktować jako człowieka? Raczej powinniśmy zaakceptować, że zwierzęta są tak samo jak my zdolne do posiadania uczuć. Nie jest to proste, bo wytrąca nam z ręki jedyny argument, jaki mamy na tak okrutne traktowanie, jakie wielu z nim zapewniamy, a duża część z nas nie ma ochoty przechodzić na wegetarianizm. Ale przyznanie przed sobą, że nie mamy żadnego usprawiedliwienia, jest pierwszym krokiem do zmiany.

Oczywiście, jak w innych przypadkach, „wystarczająco dużo” cech może znaczyć dla każdego co innego. Dlatego nie zmienia to faktu, że ważne jest nazywanie współjednostek ich preferowanymi określeniami, a nie tymi, do których definicji twoim zdaniem pasują. Tak samo możesz uważać, że dzieci wedle twojej definicji nie są jeszcze osobami, ale nie zwalnia cię to z obowiązku traktowania ich jak, no właśnie, osób. Świadomych, czujących i myślących osób.

Przypisy



Ostatnia aktualizacja: 10.09.2024